POPC dla równych i równiejszych – artykuł Krzysztofa Kacprowicza
Branża telekomunikacyjna od około 2 lat czekała na start nowego rozdania europejskich dotacji. Od kilku miesięcy dmuchany był też balon nadziei dla mieszkańców białych plam. Przed wyborami samorządowcy też obiecywali niemało i choć najczęściej nie bardzo wiedzą o co w likwidacji białych plam chodzi, to hasło „internet dla każdego” brzmi dobrze na każdej przedwyborczej ulotce.
Wreszcie wybiła godzina „zero” i 30 września przedstawiono reguły gry. Jako jeden z wielu operatorów czekałem niecierpliwie, zwłaszcza że jak zapowiadano, konkurs miał być dla małych i średnich firm, a więc takich jak moja. Działam wyłącznie na obszarze Warmii i Mazur w małych miejscowościach i doświadczenie w trudnym terenie jakieś mam. Od kilku lat konsekwentnie korzystam z funduszy i zakopuję światłowody, gdzie tylko można. Trochę osiedli jednorodzinnych i popegeerowskich bloków na wsi już okablowałem. Wydaje mi się więc, że wiem o co w telekomunikacji „prowincjonalnej” chodzi. Nie kryję, że liczyłem na punkty za doświadczenie jako bonus przy ocenie wniosków. Szkoliłem kadrę, starałem się edukować samorządy, aby były pomocne, a nie przeszkadzały. Nasz samorząd na Warmii i Mazurach ostatnio jest mocno chwalony, bo akcję uświadamiająco-propagandową zrobił rzetelnie. Dwa lub trzy lata za późno, ale jak mówi przysłowie „lepiej późno…”. Nawet wójtowie zaczęli dzwonić i pisma słać, że podatki już poobniżali i operatorów na wieś zapraszają, żeby ci tylko chcieli światłowód u nich w gminie położyć. Projektanci i wykonawcy zakończyli roboty przy sieciach regionalnych i stoją grzecznie w kolejce po zlecenia. Czyli teoretycznie wszystko gotowe, aby budowy sieci ostatniej mili ruszyły.
Pomimo, że konkurs ogłoszono, to od kilku dni w mediach jakoś cicho. Co prawda, pierwszego dnia cała tzw. centralna prasa zazdrościła operatorom telekomunikacyjnym, że dostaną 600 milionów, ale po jednodniowym rozgłosie zrobiło się cicho. Potencjalni zainteresowani analizują ogłoszone dokumenty. Więc jako jeden z pierwszych odważę się zabrać głos, spróbuję pokazać dlaczego zaproponowane nam reguły nie pokrywają się z zapowiedziami i potrzebami operatorów oraz wytłumaczyć dlaczego szerokiego frontu robót w tej części Polski nie będzie. Mam na to co najmniej osiem argumentów.
Argument 1. Nieatrakcyjne obszary inwestycyjne
Na potrzeby niniejszej analizy wybrałem na „chybił-trafił” cztery obszary z Polski północno- wschodniej: moniecki (Podlasie), przasnyski (Mazowsze), lidzbarski i braniewski (Warmia i Mazury) i przeanalizowałem je pod kątem możliwości nie tylko budowy, ale także późniejszego utrzymania sieci ostatniej mili w technologii FTTH. Przy czym literkę „h” rozumiem jako skrót od „home”, czyli mieszkanie, a nie od „house”, czyli np. wieżowiec, pod który czasem pomarańczowy operator podciąga światłowód, a dalej wykorzystuje poczciwy miedziany kabel położony 40 lub 50 lat temu (i również nazywa FTTH).
W zasadzie w Polsce tylko Orange (i w ograniczonym zakresie Netia) mogą sobie pozwolić na technologie FTTH lub FTTC na prowincji, bo tylko ci dwaj operatorzy posiadają tam sieci z miedzianymi końcówkami. Kablówki ze swoim HFC, lub operatorzy ISP z Ethernetem, nie wychodzą przecież poza miasta, więc ich koncentryk i skrętka w POPC na niewiele się przydadzą. Dlatego ze wszystkich technologii stacjonarnych jedynie FTTh może być wykorzystana w najbliższej przyszłości. Technologie Wi-Fi i LTE, to oczywiście inna bajka i nie tu miejsce na porównywanie ich z technologiami stacjonarnymi.
Powróćmy jednak do głównej myśli, czyli do krótkiego opisu wybranych obszarów. Już na pierwszy rzut oka widać, że mapy, niestety, zawierają od 30 do 50 proc. adresów w zabudowie totalnie rozproszonej, czyli przysłowiowych „leśniczówek”. A przecież dotychczas wszem i wobec zapowiadano, że z obszarów inwestycyjnych zostaną usunięte adresy tzw. trwale nieopłacalne. Zapewniano o usunięciu „kwadratów 250m x 250 m”, w których jest mniej niż 3 budynki mieszkalne (inna wersja, to mniej niż 50 HP/1 km2). Takie zapowiedzi były podawane jeszcze tydzień przed ogłoszeniem konkursu. Jednak zapowiedzi to jedno, a rzeczywistość to drugie, bowiem na omawianych obszarach nierzadkie są kwadraty nawet 2 km x 2 km, w których jest 1 gospodarstwo domowe. Normą zaś jest kwadrat 500m x 500 m, gdzie są tylko 2-3 gospodarstwa.
Tak więc wspomniane 30-50 proc. adresów znajduje się w totalnie rozproszonej zabudowie. Dlaczego nie usunięto budynków, gdzie budowa sieci jest trwale nieopłacalna, nawet z dotacją wyższą niż 85 proc.? Dlaczego zmusza się operatorów do inwestowania na takich terenach?
Skoro nawet połowa wskazanych adresów wypada z inwestycji (bo nikt normalny nie wybuduje sieci do „leśniczówek”), to oznacza, że z siecią należy dotrzeć do wszystkich pozostałych budynków osiągając tam pokrycie bliskie 100 proc. Aby spełnić ten warunek, należy w każdym z obszarów wybudować sieć rozdzielczą o długości ok. 100 km i co najmniej 1000 przyłączy. To się da wybudować za przewidziane 5-8 milionów złotych, ale jak to później utrzymać i z czego? W skrajnie sprzyjających warunkach można z 1000 HP (home passed) osiągnąć jakieś 500 HC (home connected), ale to ciągle za mało, aby w perspektywie kilku lat własne nakłady się zwróciły. Przecież jak się buduje sieć za 5-8 milionów złotych i środki własne wynoszą 40 proc., to 10-letni okres amortyzacji oznacza miesięczny koszt księgowy na poziomie 20 tys. zł. Już z tej prostej kalkulacji widać, że w budżecie brak jest miejsca na inne koszty. OPEX nijak się nie dopnie z tych pięciuset klientów.
Z ciekawości sprawdziłem jak wyglądają obszary na południu Polski, czy może Mazury i Podlasie potraktowano jakoś szczególnie? Wydaje się, że tam sytuacja jest inna (czytaj: korzystniejsza dla operatorów), chociaż miodu też nie ma. Zdarza się znaleźć rozproszone budynki (ale nie jest to już regułą, jak na północy kraju), ale gęstsze skupiska jednak występują częściej, a nawet trafiają się obrzeża miast i miasteczek. A przecież na południu operuje znacznie więcej podmiotów, niż na północy. Nie jest zatem tak, że na północy Polski po prostu już są wybudowane sieci NGA i dlatego „północne” obszary są mniej atrakcyjne.
Dlaczego skupiam się na analizie obszarów na północy Polski? Dlatego, że znam je jak własną kieszeń. Zauważam więc kolejną poważną usterkę konkursu. Otóż baza adresowa jest niezweryfikowana pod względem zamieszkania lub prowadzenia działalności gospodarczej. Widnieją w niej adresy od wielu lat opuszczone (gospodarstwa na tzw. koloniach) lub budynki gospodarcze (magazyny, place itp.), w których nie prowadzi się żadnej działalności, do której potrzebny jest internet. Zaskakująca jest też obecność w wykazie skupisk domków letniskowych, których na naszych terenach jest sporo. Mogę wskazać adresy oznaczone w bazie adresowej jednym numerem, ale składające się kilku budynków np. ośrodki wczasowe. Na mapie obszarów inwestycyjnych widnieje tyle kropek, ile domków wczasowych w tym ośrodku. Czy naprawdę jesteśmy tak bogaci, aby dotować linie telekomunikacyjne do domków zamieszkanych przez kilka letnich miesięcy?
A przecież kompletnie pominięte są osiedla domków jednorodzinnych na obszarach miast i ich obrzeża? Tego w ogóle nie ma w na obszarach przeznaczonych do wsparcia! Czyli kierujemy dotacje do przysłowiowych „leśniczówek” lub domków kempingowych, a pomijamy osiedla domków jednorodzinnych, na których brak jest odpowiedniej infrastruktury! Znam wiele osiedli jednorodzinnych, gdzie brak jest podstawowej infrastruktury, nie mówiąc już o NGA. Nie jest wytłumaczeniem to, że ktoś zgłosił te osiedla w planach inwestycyjnych. Wiem, że nikt tam nie planuje nic budować z własnych środków, bo potencjalni inwestorzy czekali na POPC.
Ktoś może mi zwrócić uwagę, że niepotrzebnie pastwię się nad sposobem wyznaczania obszarów. Przecież pośród ponad 200 wyznaczonych z pewnością znajdzie się co najmniej kilkanaście lub kilkadziesiąt, na których obraz jest inny niż przedstawiony powyżej. Co wtedy? Wtedy czeka nas jeszcze siedem kolejnych przeszkód, o których piszę niżej.
Argument 2. Brak informacji o dalszych konkursach na kolejne obszary
Nikt nie wytłumaczył operatorom, czym kierowano się przy wyborze obszarów inwestycyjnych, i czy kiedy zostaną ogłoszone konkursy na pozostałe obszary. Ci z kolegów, którym z jakiś powodów nie odpowiadają obecnie ogłoszone obszary nie wiedzą, czy jeszcze się doczekają, czy też pozostałe obszary będą podzielone w „dużych” konkursach. Czyżby w administracji nie było osoby odważnej, która poinformuje rynek co nas dalej czeka? Chyba nie muszę tłumaczyć jak taka postawa wpływa na zaufanie do instytucji państwa. Co prawda, niedawno minister Halicki zapowiedział sporą porcję dotacji na przyszły rok, ale mam wrażenie, że obecny konkurs służy jako alibi do pokazania, że mali operatorzy nie chcą budować sieci (co nie jest prawdą), więc celem konkursu przyszłorocznego będzie skierowanie dotacji do operatora, który podciągnie światłowód do większych wiosek, ale do abonentów dojdzie już miedzianymi kablami położonymi kilkadziesiąt lat temu. Zgadnijmy kto będzie beneficjentem? Po co dwuletnie konsultacje, po co opowieści o ofercie hurtowej i sieciach powyżej 100 Mb/s, skoro scenariusz podziału dotacji uszyty jest tak grubymi nićmi?
Argument 3. Niski poziom wsparcia
Na głównej stronie Centrum Projektów Polska Cyfrowa, na której zamieszczono ogłoszenie konkursowe, czytamy że dofinansowanie wyniesie do 85 proc. (za wyjątkiem Mazowsza). Ale kiedy analizujemy wykaz obszarów wraz z poziomem dofinansowania, to już widzimy, że średnio wynosi ono niecałe 61 proc.. W POIG 8.4 przy relatywnie łatwiejszych warunkach, dofinansowanie wynosiło 70 proc. i doskonale wiemy, że mimo tak wysokiego poziomu na wielu obszarach (z powodu niskiego popytu) nie zapewniono odpowiedniego poziomu akwizycji i operatorom trudno jest zapiąć koszty operacyjne. W POPC dofinansowanie będzie średnio o 10 proc. procent niższe, więc ci z nas, którzy sparzyli się na POIG 8.4 będą z dużą ostrożnością podejmować decyzje. A pamiętać należy, że realne dofinansowanie spadnie o kolejne 10 proc. z powodu konieczności spełnienia wymogów na ofertę hurtową, ale o tym piszę niżej.
Argument 4. Wysokie koszty zapewnienia dostępu hurtowego
Pomimo, że UKE wziął pod uwagę wiele głosów z branży, to jednak obowiązek zapewnienia dostępu hurtowego podniesie koszty inwestycji – zarówno CAPEX, jak i OPEX – o ok. 10 proc. To nie tylko dodatkowe otwory w kanalizacji, czy włókna na etapie budowy, ale przede wszystkim dodatkowa biurokracja na etapie projektu i – co gorsza – w okresie eksploatacji. A znając rzeczywistość, urzędnicy wymyślą dodatkowe obowiązki dla tych, którzy sieć zbudują i hurt zapewnią…
Argument 5. Brak premii za doświadczenie w branży
Pięć punktów (na 305 możliwych do zdobycia) za doświadczenia. Toż to kpina! Opłaca się rejestrować podmiot na tydzień przed konkursem, aby tuż po zakończeniu okresu trwałości go sprzedać. Jeśli to jest recepta na wspieranie sektora MSP, to gratuluję pomysłowości. Pamiętamy aferę Profit Group? Wyciągamy wnioski? A może po prostu chodzi o to, aby małe spółki powołane przez „większego brata” na kilka tygodni przed wnioskowaniem przejęły jak najwięcej dotacji?
Argument 6. To punkt 15 z Listy dokumentów niezbędnych do podpisania umowy o dofinansowanie, który brzmi: Inne dokumenty uznane przez IP niezbędne do podpisania Umowy o dofinansowanie
Ulubiony zapis urzędników. Należy go tłumaczyć następująco: na dowolnym etapie realizacji lub w okresie trwałości możemy cię, operatorze, poprosić o dostarczenie dowolnie bzdurnego zaświadczenia i jak nam go nie dostarczysz, to my ci odbierzemy dotację. O przepraszam: „naliczymy korektę”. Czy przez 3 lata przygotowywania konkursów nie można było opracować zamkniętej listy dokumentów, aby w przyszłości nie trzeba było niczym zaskakiwać beneficjentów?
Argument 7: Formularz do wniosku o dofinansowanie w zakresie Oceny Oddziaływania na Środowisko oraz szczegółowość formularza kosztowego
Jeżeli dobrze rozumiem, to do 30 grudnia, czyli w 3 miesiące po ogłoszeniu obszarów konkursowych muszę mieć opracowany szczegółowy przebieg sieci, bo bez tego, nie mogę:
a) złożyć wniosku do Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska o wydanie stosownego zaświadczenia,
b) wypełnić formularza kosztowego, który na etapie składania wniosku (czyli najpóźniej 30 grudnia) nakazuje mi posiadać wiedzę co do np. lokalizacji szaf, w której rozmieszczę splittery, lub przekrojów poszczególnych kabli wraz z adresami ich zakończeń. Administracja przez 2 lata nie potrafiła wyznaczyć mapy obszarów, ale od przedsiębiorców wymaga, aby w 3 miesiące mieli szczegółowo rozplanowaną sieć! Cóż za wiara w możliwości polskich przedsiębiorców!
W imieniu operatorów pozwolę sobie podziękować za to, że jako załącznika do wniosku o dofinansowanie nie muszą tego dnia składać kopii pozwolenia na budowę wraz z kopiami praw do dysponowania nieruchomościami.
Argument 8. Krótki okres realizacji (24 m-ce)
Właściwie to chyba powinienem wycofać ten argument, bo skoro do 30 grudnia będę miał projekt sieci (patrz argumentacja powyżej), to budowa sieci w 24 m-ce to powinien być tzw. mały pikuś.
Tym czytającym, którzy nie rozumieją o co w argumentach nr 7. i 8. chodzi polecam krótką analizę treści opisywanych załączników. Szczegółowość opisu sieci wymagana przy wypełnianiu załącznika kosztowego jest równoznaczna z przedmiarem robót po opracowaniu projektu budowlanego!
Podane powyżej osiem argumentów, to osiem głównych przeszkód do masowej budowy sieci ostatniej mili z pomocą dotacji na tzw. prowincji, zwłaszcza w północno-wschodniej Polsce. O ile znajdą się wśród wszystkich operatorów supermeni, którzy znajdą receptę na terminowe przygotowanie dokumentacji, to Mazury, Kurpie i Podlasie będą omijać. I to nie dlatego, że teren u nas mniej przyjazny, ale dlatego, że ten rejon po macoszemu potraktowano przy konstruowaniu obszarów konkursowych.
Pewnie ktoś zaraz poda argument, że niepotrzebnie lansuję technologię FTTH. Tak, wiem, że głównym celem Narodowego Planu Szerokopasmowego nie jest budowa sieci FTTH, ale zbudowanie sieci NGA, a do tych kwalifikuje się np. pomarańczowa hybryda (światłowód do wsi + ostatnie kilkaset metrów po miedzi sprzed kilkudziesięciu lat w kolejnych mutacjach poczciwego DSL-a) lub osławione LTE od sieci mobilnych. To z pewnością starczy na jakieś 4, a może nawet 8 lat. A co potem? Niech martwi się o to następne pokolenie polityków. Przecież jakieś obietnice za 4 i 8 lat też trzeba składać…
Krzysztof Kacprowicz
Autor. Absolwent Wydziału Elektroniki i Telekomunikacji Politechniki Gdańskiej. Od 25 lat prowadzi działalność gospodarczą jako lokalny operator telekomunikacyjny na Warmii i Mazurach. Od 2 lat jest też prezesem zarządu Związku Pracodawców Telekomunikacyjnych MEDIAKOM.
Artykuł dostępny na Telko.in